O włóczniach mohortowych rycerzy


Było to dawno, może dziesięć wieków temu, kiedy na Dolnym Przyodrzu żył sławny woj słowiański, Mohortem zwany. Dzielny to był mąż i niesłychanej odwagi. Stoczył wiele zwycięskich bojów, ale naszym czasom pamięć potomnych przekazała wiadomość tylko o jednym, ostatnim. 

Raz Niemcy w wielkiej sile najechali okolice Barlinka i Myśliborza. Mohort zebrał swoją drużynę i przez długi czas stawiał im opór. Walczył przemyślnie, zadawał ciosy znienacka, krył się w leśnych ostępach i mokradłach i brał Niemców w zasadzki. 

Aż dnia jednego siły drużyny załamały się. Z bitewnego pola, gęsto usianego trupami, zebrał Mohort zaledwie dwudziestu dziewięciu swoich drużynników i uszedł z nimi do Puszczy Barlineckiej. 

Cóż, kiedy on sam i jego bohaterscy rycerze byli ranni. Nieludzko utrudzeni drogą, ostatkiem sił dobrnęli do polany pośród wielkiej kniei i wbiwszy włócznie w ziemię, legli na murawie. 

Ze smutkiem patrzał Mohort na towarzyszy bladych i zbroczonych krwią. Oto dwaj zasnęli snem wiecznym. Nie wyciągną już swoich włóczni o świtaniu. 

Pozostali, odpocząwszy nieco, jęli opatrywać rany świeżym listowiem, aż ukołysani szumem boru usnęli. 

O północy Mohort dźwignął się z ziemi. Rozejrzał się wśród leżących pokotem na trawie. Było cicho. Ani jęku, ni wzdychania, ani nawet oddechu. Przerażony pochylił się i każdemu przykładał dłoń do piersi. Serca towarzyszy przestały bić. 

Bór szumiał smutno. 

Mohort usiadł. Wsparł się o pień drzewa. Odzież na nim była lepka od krwi. Czuł, jak krew uchodzi z niego i życie. 

Kiedy brzask rozświetlił polanę, zdołał jeszcze zobaczyć rzecz, niezwykłą. Oto dwadzieścia dziewięć włóczni jego poległych drużynników zazieleniło się świeżym listowiem. Chwycił jedną z nich, ale jakby wrosła w ziemię. Widział, jak pomału wszystkie zamieniają się w młodziutkie dęby. 

Obrócił głowę ku swojej włóczni. Ale jego oczy już zasnuły się mgłą i nie mógł nic dojrzeć, tylko zieleń, zieleń... 

Ktokolwiek znajdzie się dziś na myśliborskiej ziemi, niech odwiedzi leśną osadę Mohortów koło Kinic. Zobaczy tam trzydzieści wspaniałych starych dębów, rosnących blisko siebie. Obwód ich pni wynosi od trzech do czterech i pół metra, a wysokość bez mała dwadzieścia pięć. 

Największy dąb nosi imię Mohorta. Jak mówi podanie - tu właśnie spoczął na wieki ze swoimi towarzyszami dzielny obrońca Przyodrza. 

Czesław Piskorski,  Ryszarda Wilczyńska