...A imię jej było Sława...
Przyszła na świat w lechickim Bożym Tynie, w łysogórskim, jasnogórskim Bodzentynie, wśród odwiecznej puszczy zadumanych drzewidów i jodeł. Nad jej kołyska szumiał bór swą pieśń o zamierzchłej przeszłości.
Wtórowała mu potężnie pobliska dąbrowa.
I szła wieść poprzez dalekie lasy sosnowe aż do morza o czarownej i uroczej, promieniującej wieszczą mądrością Sławie...
A było to tak: Słońce pogodziło dzień z nocą, aż księżyc - książę lechickiego nieba - ukazał ze zdumienia pełne swe oblicze. Na szczycie Łysicy-Jasnogóry stanęła Sława i zapatrzyła się w niebo, usiane srebrnymi, złotymi, krasnymi i zielonymi gwiazdami...
I w zachwycie nad dziełem Stwórcy wszechświata rzuciła w przestrzeń międzygwiezdną słowa napełnione tęsknicą i poważną zadumą:
- To ja jestem - Sława...
Ale kto Ty jesteś, Który dałeś życie mnie i powietrzu, ziemi i wodzie, i ogniowi, drzewom i gwiazdom, kwiatom i zorzy...?
I czy widzisz to wszystko, na co ja patrzę i czego nie pojmuję...?
Na promieniach gwiazd, na bałwanach mórz, w szumie drzew, na skrzydłach natchnionych wzlotów ducha spłynęły z cichych niebios świetlane słowa:
- Jestem To - wielkie, olbrzymie, niewyrażalne To. Jestem Ten i Ta.
To wszystko, co widzisz, to mój świat, który utworzyłem ze świata mego ducha.
I Ty świat ten widzisz.
I Ja świat ten widzę.
A świat to wid- - -
To widok, który roztaczam przed twymi oczami.
To światło, które promienieje ze mnie. Jestem bez imienia i nie ma dla mnie imienia w ludzkiej mowie.
Jestem świat...
Jestem "to...".
Jestem wid...
I odtąd na skrzydłach wichru rozniosła Sława tajemne słowo po świecie słowiańskim:
Światowid. Światowid. Światowid. Światowid!!!
A było to dawno, bardzo dawno, a może jeszcze drzewiej...
Ale tak było drzewiej i tak jest dzisiaj, i tak będzie jutro, i zawsze, dopóki świecą gwiazdy, szumi bór, dopóki bije w piersi ludzkiej serce i pachną łąki.
Bo Światowid to życie wiecznotrwałe i żywe. Na chwilę może umilknąć pieśń przeszłości, na chwilę może pokryć usta ludzkie pieczęć milczenia, ale zawsze nadejdzie taka chwila, kiedy nagle odzywa się serce życia i uderza w dzwon wiekuistej sławy - Sławy.
Władysław Kołodziej