W połowie drogi między Poznaniem u Gnieznem znajduje się stare miasteczko Pobiedziska, o którym krąży wśród ludu wielkopolskiego następujące podanie.
Po niespodziewanym spotkaniu Lecha, Czecha i Rusa we wsi Stragona nad Warta, Lech zaprosił obu braci do Gniezdna.
Wyjechali znad Warty rankiem. Dzień był piękny, słoneczny. Droga prowadziła przeważnie przez ciemne hory sosnowe, przetykane tu i ówdzie dębiną i burzyną lub złocistymi kępami pożółkłych brzóz. Raz wraz pomykał przed wojami jakiś spłoszony zwierz, ale nie zwracali nań uwagi, jako że wozy księcia Lecha wypełnione były po brzegi, że aż koła zapadały po piasty w ciemnozielone mchy i liliowe wrzosy.
Słońce minęło właśnie południe, gdy wjechali na rozległą polanę, pokrytą piękną soczystą trawą i przeciętą niewielkim strumieniem. Trzej bracia kneziowie postanowili zatrzymać się tutaj na popas.
Rozkulbaczono konie na ukwieconej łące, a młódź rzuciła się ku borowi po chrust i posusz na opał. Wkrótce kilka wielkich ognisk trzaskało skrami i wesołym płomieniem, a służba knezia Lecha dobywała z wozów dziczyznę, krupy i wszelki sprzęt do gotowania, by uwarzyć strawę. Obiad zamienił się we wspaniała ucztę, zakrapiano gęsto miodem.
Czech i Rus opowiadali Lechowi i wojom gnieźnieńskim o swoich przygodach nad Odrą i Łabą wśród pobratymczych ludów mówiących tą samą co i oni mową słowiańską, a Lech prawił braciom o trudach i znojach przy budowaniu Gniezdna i grodów okolicznych. Było gwarnie i wesoło, jako że jednak czas naglił do dalszej podróży, Lech podniósł się z ziemi.
- Komu w drogę, temu czas, mili bratowie i zacni wojowie, albowiem przed zachodem słońca musimy być już w Gniezdnie.
Zaczem wszyscy powstali od ognisk. Ale kneź Czech ujął w obie dłonie róg z miodem i zwracając się do zebranych, tak zaczął kazać:
- Wesoło i smacznie poobiedowaliśmy na tej pięknej polanie. Godzi się więc i to miejsce uczcić odpowiednią nazwą!
Przyklasnęli obecni słowom Czecha i zgodnie nazwali miejsce poobiedniego popasu Pobiedziskami. A kneź Lech dodał jeszcze:
- Ilekroć jechać będziemy z Gniezdna do Poznania, zawsze tu zatrzymamy się na popas i obiadować będziemy.
Nazwa Pobiedziska zachowała się po dzień dzisiejszy. Na śródleśnej polanie zbudowano z czasem wioskę, która przemieniła się po wiekach w miasteczko i siedzibę starosty. Tędy, jak za czasów Lecha, jeździli książęta, a później królowie polscy i zwykle obiadowali tu na popasie. A starostowie mieli surowo przykazane, by zawsze była przygotowana spiżarnia dla dworu oraz konie do zmiany.
Stanisław Świrko