Ofiara


W Połchowie niedaleko od Szczecina do niedawna leżał kamień duży, długi i szeroki. Według podania służył on jako ołtarz, na którym składano ofiary Bogu pomorskiemu, Trzygławowi. Rokrocznie w pewne dni zbierali się tu żercy, czyli kapłani Trzygława, i odprawiali obrzędy ku jego czci. Główne święto obchodzono jesienią, po żniwach. Były to jakby dożynki połączone z obrzędami religijnymi.

Tysiące pielgrzymów ciągnęły tu ze wszystkich stron Pomorza chcąc oddać pokłon swemu bóstwu i prosić je o dalszą opiekę i bogate plony. Głównie przychodzili mężczyźni ubrani w siermięgi, przepasani kolorowymi pasami. Niekiedy przyłączały się do nich kobiecy noszące na głowach naczółki, na które zawieszały brązowe i srebrne kabłączki skroniowe; przyodziewały się one w barwne, pasiaste stroje.

Nastrój panował świąteczny, radosny, pełen napięcia i wyczekiwania. Tłumy gromadziły się naokoło wielkiego kamienia ofiarnego. W powolnym, uroczystym pochodzie kroczyło siedmiu żerców. Przeszedłszy przez krąg ludzki, zasiadali oni na kamieniach otaczających półkolem ołtarz ofiarny. W poważnym skupieniu przygotowywali się do ofiary.

W pewnej chwili pierwszy żerca podnosił rękę do góry. Na ten znak tłumy uciszały się, a wszyscy żercy wstawali. Potem jeden z nich brał pęk kłosów pełnych ziarna i krocząc obok głównego żercy, zanosił do kamienia. Kapłani podejmowali hymn i śpiewali go w czasie ceremonii dokonywanej przy ołtarzu.

Trzygławie! Władco potężny,
który dajesz życie, plony!
Pomorzanów szczep nasz mężny
cześć ci składa i pokłony.

My słudzy, ciebie wzywamy:
przyjdź dziś do nas w dzień radości,
bądź dziś, ogniu święty, z nami,
świeć i grzej na znak miłości.

Przyjm łaskawie żertwę naszą
nie gardź zbożem z naszych łanów,
obdarz hojnie chlebem, paszą -
słuchaj prośby wszystkich klanów.

Wstrzymuj wojny, głód, pożogę,
ześlij pokój, chleb, dostatek,
łagodź gromy, zimy srogie,
dzierż opiekę ojców, matek.

W chwili kiedy rozbrzmiewała prośba o święty ogień, pierwszy żerca brał do ręki żelazne krzesiwo wraz z hubką i rzucał iskrę na snopek kłosów. Gdy na kamieniu ofiarnym błysnął płomień, radość ogarniała zebrany tłum. W tej bowiem chwili stawał między nimi Bóg Trzygław i spoglądał na nich ognistym okiem.

Rozpoczynał się pochód dziewcząt. Przychodziły trójkami ubrane w lniane sukienki, przyozdobione kolorowym haftem, a na głowach miały korony-wianki z kłosów żyta. Dziewczę idące w środku trzymało mały snopek, związany z kłosów żyta, pszenicy, owsa i jęczmienia. Dziewczęta towarzyszące jej u boku niosły duże bochny chleba.

Podszedłszy do ołtarza, dary swe oddawały kapłanowi, który kładł chleb na krawędzi ofiarnego kamienia, aby dotykały go języki świętego ognia, a snopki rozwiązywał i rzucał w płomień. Dziewczęta, a było ich kilkadziesiąt, zostały tu przysłane z różnych osiedli. One same ścinały ofiarne zboże, one je wiązały i nosiły do gumien, im też przypadał w udziale zaszczyt złożenia hołdu przed obliczem Bóstwa. Idąc śpiewały słowa pieśni dożynkowej:

Plon niesiemy, plon -
dary z wszystkich stron.

Gdy skończył się ten pochód i gdy kapłani odśpiewali pieśni, główny żerca urzędujący przy kamieniu-ołtarzu począł rozdawać zebranym chleby ofiarne. Uczestnicy obrzędu zasiadali na murawie i jedli je, a była to uczta święta, łącząca wszystkich wiernych.

Potem zaczynała się zabawa, przeciągająca się późno w noc. Brała w niej udział przede wszystkim młodzież. Pląsom i śpiewom nie było końca. Ale nawet i wśród tej wesołości nie zapomniano o Trzygławie, który raczył przybyć na to święto, i wciąż na nowo dziękowano mu za tę łaskę. Ludzie, ośmieleni zabawą, podchodzili do kamienia-ołtarza i z zadziwieniem spozierali na wgłębienia, które wyglądały tak. jakby ktoś leżąc wycisnął je kształtem swego ciała. Widzieli wyraźnie głowę, plecy, ręce, nogi. A od kamienia biło gorąco. Snadź istotnie płomienisty Bóg na nim spoczywał.

Aż do najnowszych czasów pokazywano w Połchowie kamień ołtarzowy Trzygława z odbiciem postaci ludzkiej oraz siedem kamieni ustawionych naokoło niego, na których niegdyś siadywali żercy sprawujący obrzęd.

Władysław Łęga