O pogańskich dziewicach nad Drawą


W południowo-wschodniej części ziemi choszczeńskiej, nad Drawą, rozciąga się puszcza. Ze starą wsią tamtejszą, Barnimiem zwaną, wiąże się podanie o pogańskich dziewicach, spisane według relacji autochtonki Stanisławy Węglewskiej. 

W czasach, kiedy tu jeszcze wszyscy mówili po naszemu, był zwyczaj, że w wigilię Św. Jana, kiedy jest najkrótsza noc w roku, wszyscy ludzie szli po zachodzie słońca na najwyższe w okolicy wzgórze. Tam wcześniej już chłopcy układali wysoki stos suchych gałęzi. Aby stos był jak najwyższy, wkopywano w ziemię suchą, ale nie starą jeszcze sosnę, a wokół niej układano gałązki. Kiedy wszyscy już się zebrali, występował najstarszy gospodarz, który przy wtórze śpiewu zgromadzonych rozpalał stos. W tym czasie młodzież brała się za ręce, krążyła wokół ogniska i śpiewała obrzędowe pieśni.

Kiedy płomień zmniejszył się nieco, co odważniejsi chłopcy rozpoczynali skoki przez palący się ogień. Wtedy dziewczęta, zabrawszy ze sobą wianki, szły do pobliskiego dębowego lasu i tam w miejscu, które do dziś zwie się Świętą Halą, odprawiały praktyki mające na celu rzucanie uroku miłości na wybranych młodzieńców.

Po odprawieniu tych obrzędów szły gromadą do rosnących jeszcze i teraz starych Dziewiczych Dębów nad rzeką.

Sterczy tu z wody ogromny kamień, zwany do dziś Dziewiczym Głazem. 

Dziewczęta siadały na nim kołem, śpiewały pieśni o miłości i rzucały wianki na fale Drawy. Jeżeli wianek tonął, był to znak, że wybrany chłopiec nie pokocha właścicielki wianka. Ale przeważnie wianki, porwane silnym prądem wody, płynęły w dół rzeki. Tu już czyhali na nie chłopcy. Wszystkie wianki były do siebie podobne, lecz każdy z nich czymś się różnił i może dlatego każdy chłopiec potrafił zawsze złapać wianek swojej dziewczyny, co stanowiło dobrą wróżbę dla młodych, zapowiadając szczęście i pomyślność w dalszym życiu. 

Ze złowionymi wiankami chłopcy biegli w górę rzeki, gdzie zszedłszy z Dziewiczego Głazu czekały na nich panny. Tu każdy kawaler oddawał wianek swojej lubej. A potem razem weseląc się wracali do swych domów.

Mijały wieki, zmieniali się ludzie, ich wiara i obyczaje. Dawne pogańskie obrzędy, surowo zabraniane, a przecież długo jeszcze żyjące wśród ludu, traciły z biegiem lat swój religijny sens i zmieniały formę. Tylko pamięć o nich przetrwała w podaniach i pieśniach. Kto by chciał usłyszeć te pieśni, niech idzie w noc św. Jana nad Drawę, kiedy zegary wybiją dwanaście razy. 

Starzy ludzie z okolic Barnimia powiadają, że dziś jeszcze można tam zobaczyć pogańskie dziewice, jak pląsają wokół czterechsetletnich Dziewiczych Dębów, a potem siadają kręgiem na Dziewiczym Głazie i śpiewają.

Bolesław Kihała