O zatopionej Winecie


Nad Zalewem Odrzańskim wstawał dzień czerwcowy, duszny i upalny jako i noc miniona. Słońce wzeszło czerwone, jakby nabrzmiałe krwią i wnet poczęło mocno przypiekać. Znak nieomylny, iż pogoda nie utrzyma się długo.

Diwa wstąpiła na jedną z wież obronnych Winety i z trwogą wyglądała ku zachodowi, gdzie w dali majaczył we mgłach strażniczy gródek lubiński, zbudowany na wyniosłym cyplu przybrzeżnym. Lecz cicho i putto było wokoło, na wodach zalewu nie widać było ani jednego żagla.

Miesiąc już minął - liczyła w pamięci - gdy ojciec, Wszebor, z młodym jej bratem wypłynęli przeciw wrogom na czele stu okrętów bojowych i dotąd żadnej wieści. Oto nadeszło już Święto Kupały - właśnie kończy dziś roków szesnaście, a ojciec obiecał jej na urodziny piękne zausznice ze szczerego złota. I miały być huczne tańce, zabawy, gonitwy rycerskie...

Spojrzała na swą dłoń zdobną w żelazny pierścień wikingów i zarumieniła się na wspomnienie pierwszego i pożegnalnego pocałunku, żar jeszcze dotąd czuła na swych wargach.

- Kiedy wrócą? Przecież to dziś miały być jej zrękowiny z jarlem wikingów, Erykiem, sprzymierzeńcem Winety.

W uszach brzmiał jej jeszcze jego męski, dźwięczny głos, śpiewający pochwałę jej rodzinnego grodu w rytm mieczy stalowych, bijących w szczyty opięte bawolą skórą:


Tam gdzie w morzu Odra Znika i swój kończy bieg,
Szlachetni ludnie, jak czytałem,
Morski gród warowny wznieśli,
Co niejeden przetrwał wiek.

I zwano go Wineta.
A kto z przybyszów
Osiąść chciał,
Tego otwarcie przyjmowano,
Czy był to Grek, czy był to Prus,

Czech, Polak lubo Rus.
Albo z innego przybył kraju -
Temu gościnę na dzień i noc.
Największy Europy gród
Jadłem i trunkiem sycił w bród

Żeglarzy śmiałych
Z plemion cudzych,
Pogan, żydów, chrześcijany.
Każdy po męsku żyć tu mógł,
A nad wiernymi czuwał Bóg.

Diwa zwróciła wzrok w stronę ukochanego grodu: u jej stóp rozpościerała się słowiańska Wineta, opasana potężnym murem obronnym, którego strzegło dwanaście wież, a dwanaście bram i dwanaście dróg wybiegało w różne strony świata. Domy budowane z granitu pokrywała pozłocista blacha, która w promieniach słońca biła w oczy łuną blasków, a ulice wykładane dębowymi tarcicami wypełniał wielojęzyczny tłum kupców z różnych krajów. Gwar rozmów i wesołe okrzyki dochodziły do jej uszu aż tutaj na wieżę. Tylko port leżący w zatoce nad rzeką Dziwną był prawie pusty, a żelazne wrota strzegące wejścia zawarte były na głucho. Okręty na dalekim morzu pełniły straż, bacznie wypatrując wroga.

Zaskrzypiały dębowe schody i obok Diwy ukazał się siwy starzec w długiej lnianej szacie i z wysoką laską, zakończoną pozłacanymi rogami tura - oznaką najwyższej władzy kapłańskiej. Diwa skłoniła z uszanowaniem głowę:

- Witaj, ojcze Bogachwale, strażniku świętego chramu Trygława.

- Witaj, Diwo, Wszeborowa córo - odrzekł starzec - odszukałem cię tutaj, bo niepokój mię trapi, a z nikim naradzić się nie mogę.

- A rada starszych grodu? - odrzekła Diwa.

- Najlepsi i najrozsądniejsi z nich pociągnęli na morze razem z twym ojcem, a ci, co zostali, myślą jedynie o handlu i złocie.

- Czy są jakieś wieści z morza?

- Nie ma żadnych, i to jest najgorsze.

- I mnie też dręczy niepokój - przyznała się Diwa.

- Czy obawiasz się jakowegoś nieszczęścia? Bacz przecie, iż wróżba Trygławowego rumaka była przed wyprawą pomyślna, żadnej z leżących włóczni nie potrącił kopytami.

- Wszystko jest w ręku Świętowita - odrzekł Boguchwał - ale trzeba pamiętać, że Czernyboh wszędy dybie na ludzką niedolę i zsyła różne przygody. A wszelakże w Winecie nie wszystko dobrze się dzieje - złoto i dobrobyt psują ludzi i wbijają ich w pychę i samolubstwo; nie dbają oni o obronę kraju, powierzają ją obcym przybyszom opłacanym srebrem.

- Czy nie wierzysz, ojcze, wikingom? Wszak składali przysięgę na wierność Winecie, a Eryk toć to mój przyszły małżonek - dodała ciszej.

Bogachwał nic na to nie odrzekł, jeno zamyślił się głęboko. Diwa obejrzała się uważnie dookoła i przybliżyła się do starca.

- Chciałam ci, ojcze, coś opowiedzieć, albowiem boję się, że ta jakoweś czary.

- Słucham cię, mów.

- Wczora w południe wybiegłam z grodu na drugą stronę rzeki, by urwać świeżych kwiatów na przywitanie ojca i brata. Gdy byłam na moście, ukazała mi się w wodzie rusałka.

Boguchwał niespokojnie targnął dłonią brodę:

- Co mówisz, dziewczyno ? Toć to rzecz wielkiej wagi! Czy rzekła ci co lub dawała jakoweś znaki? A jak wyglądała? - pytał zaniepokojony.

- Ma zielone jako ruta oczy i długie włosy niby ze lnu. Złożyła przede mną ręce jak do modlitwy i patrzyła bacznie w oczy. Zlękłam się i uciekłam do grodu, a śpiew jakowyś smutny gonił za mną.

- Zła to wróżba, Diwo, bardzo zła; trzeba dziś jeszcze złożyć ofiarę Trygławowi i prosić o pomoc.

Diwa pobladła z przerażenia i osunęła się na dębową ławę.

- Radź, ojcze Boguchwale, co czynić, by uniknąć nieszczęścia! Raz pierwszy ujrzałam rusałkę, gdy miałam lat dziesięć, i wtedy zmarła mi matka, wczora widziałam ją po raz drugi.

Boguchwał chodził po wieży tam i z powrotem, marszcząc czoło w zamyśleniu i targając niespokojnie brodę, wreszcie stanął przed Diwą.

- Wielka to tajemnica rodu twojego. Przyrzekłem Wszeborowi, że dowiesz się o niej, gdy powróci z wojennej wyprawy, ale to, coś mi rzekła przed chwilą, zmieniło mój zamiar. Może czeka nas wszystkich wielka próba losu. Nim jednak rzeknę cośkolwiek, musisz złożyć przysięgę, iż nikomu nie zdradzisz świętej tajemnicy.

Tu rozkazał uklęknąć dziewczynie, złożyć obie dłonie na turzych rogach; którymi była zwieńczona jego laska kapłańska, i powtarzać za nim słowa przysięgi.

Dziewczyna, drżąc z lęku jak liść osiczyny, powtarzała za kapłanem zaklęcie: „Przysięgam na święte imię Świętowita i Trygława, że zachowam wiernie powierzoną mi tajemnicę, a jeśli złamię przyrzeczenie, niechaj ściga mię klątwa Bogów po wszystkie dnie żywota mego”.

Gdy skończyła, kapłan otarł połą płóciennego rękawa kroplisty pot, który zrosił mu czoło od wielkiego natężenia myśli, po czym podniósłszy Diwę z klęczek tak zaczął kazać:

- Rusałka, którą wczoraj ujrzałaś, jest boginką rzeki Dziwny, nad którą stoi gród nasz, a więc istotą nieśmiertelną. Na imię ma Diwa, tak jako i ty, jest bowiem pramatką twego praojca.

Diwa krzyknęła z przestrachu i zakryła dłońmi oczy.

- Nie lękaj się jej - prawił dalej Boguchwał - rusałka jest opiekunką Winety i całego waszego rodu, i nic ci złego nie uczyni, a jeno ostrzega przed grożącym niebezpieczeństwem.

Diwa poczuła, jak dziwny chłód i spokój ogarniają jej myśli, a starzec odetchnąwszy głęboko prawił dalej :

- W bardzo dawnych czasach, do których nie sięga już pamięć najstarszych nawet ludzi, przybył w te strony z dalekich puszcz nadłabskich praszczur twego ojca. Nie miał imienia ani nazwiska, przezwano go więc wedle szczepu jego rodowego Wenetą. On to założył nad Dziwną gród obronny, który po dziś dzień zowią ludzie od imienia założyciela Wenetą, a drudzy Winetą. Weneta pojął w małżeństwo rusałkę Diwę, od której rzeka nasza nosi nazw Dziwny, i miał z nią dwóch synów i dwie córki. Nowo narodzone dzieci Weneta znajdował zawsze na brzegu rzeki w misternie plecionych kobiałkach, przyozdobionych liliami wodnymi. synowie otrzymali od rodziców imiona: Wolin i Uznam, a gdy dorośli, ojciec nadał im w dziedzictwo obie wyspy nadmorskie, które od nich przyjęły swe nazwy. Natomiast córki - Świna i Pianą - stały się rusałkami dwóch dalszych rzek, opływających bratnie wyspy. Ty, Diwo - prawił starzec - jesteś praprawnuczką Wolina, zrodzoną z ziemianki.

Gdy skończył, cisza śmiertelna zaległa na wieży, a Diwa przycisnęła dłońmi swe piersi, by uciszyć gwałtowne bicie serca. Uspokoiwszy się nieco, rzekła:

- Nikt mi nigdy o tych sprawach nie mówił i spadają one dziś na mnie niespodziewanie jako brzemię losu. Poucz mię więc, Boguchwale, jak mam żyć i co czynić, by nie utracić rusałczanej opieki.

- Nosisz na szyi święty amulet przekazany ci przez ojca, czy nie tak?

- Tak, Boguchwale, noszę go stale na srebrnym łańcuszku - odrzekła zaskoczona. - Jest niby z bursztynu i nie z bursztynu, a w środku znajduje się jakby wtopiona maleńka złota rybka, która raz lśni blaskiem słonecznym, to znów gaśnie i ciemnieje. Zapytywałam dawniej i matkę swą, i ojca, co by to miało znaczyć. Odrzekli mi jedynie, bym strzegła amuletu jako źrenicy oka swego, a reszty dowiem się, gdy ukończę lat szesnaście, w dzień Święta Kupały. Dziś właśnie kończę szesnaście lat i dziś właśnie jest Święto Kupały, tylko jakieś smutne, nie takie jak dawniej bywało - dorzuciła w zamyśleniu.

- Dzisiejszy dzień miał być dla ciebie szczęśliwy i radosny, i pełen zabaw hucznych, i śmiechu, ale Światowit i Trygław zarządzili, inaczej nie ma twego ojca i brata i troskam się o los ich.

Przetarł dłonią czoło i prawił dalej :

- Muszę więc bez ojca twego i brata dopełnić świętego obrzędu i wyjawić tajemnicę amuletu, który nosisz na piersiach. Jest to amulet rusałki Diwy, pramatki twego praojca. Ma on czarodziejską moc: w dni szczęścia mała rybka, zaklęta w amulecie, jest słonecznie złocista, gdy nieszczęście się zbliża do któregoś z członków twego rodu - ciemnieje, a czasu wojny, gdy przelewają swą krew robi się purpurowa.

Przelękła Diwa sięgnęła dłonią po amulet, lecz starzec powstrzymał ją ruchem ręki:

- Jeszcze nie czas, jeszcze nie powiedziałem ci tajemnicy najwyższej.

Diwa znieruchomiała i utkwiła w starcu przerażone oczy:

- Więc jeszcze jest coś straszniejszego?

Starzec skinął głową ściszając głos do szeptu, ciągnął:

- Amulet nie ma mocy zmieniania przeznaczeń losu żadnego z członków waszego rodu, a tylko ma władzę ostrzegania, gdyby jednak klęska i zagłada zagrażała całemu naszemu grodowi, Winecie, wówczas amulet nabiera mocy ogromnej i może gród uratować.

- Ale jak ma gród uratować, co się wówczas z miastem stanie? - zapytywała drżąc Diwa
- Tego i ja nie wiem, nigdy żadna z cór twego rodu takiej pomocy od rusałki nie żądała.

Gdyby jednak zaistniała taka potrzeba - szeptał starzec - musisz zdjąć amulet z szyi, ucałować go po trzykroć i po trzykroć wymówić przysięgę: „Rusałko Diwo! Ratuj od zagłady twój gród Winetę!” Zapamiętaj dobrze słowa zaklęcia, bo omylić ci się nie wolno - dodał starzec. - I wiedz również, iż zaklęcie będzie miało moc cudowną jedynie wówczas, gdy będziesz czysta, jako czystą jest kropla rosy osiadająca o świcie na rozkwitłej nocą róży.

Diwa zarumieniła się:

- Zdało mi się, iż umiłowałam Eryka; ale łączy mię z nim jedynie pierwszy pocałunek.

Wtem na wieżach strażniczych Winety rozległy się okrzyki straży:

- O hej! O hej! O hej!

- Starzec porwał się z ławy i spojrzał na zachód: nad lubińskim grodem snuł się w górę słup dymu - znak ostrzegawczy, iż od strony morza zbliża się wróg.

Boguchwał z Diwą zbiegli w dół ku straży. Za chwilą rogi bojowe zabrzmiały na trwogę i straż miejska ruszyła na mury obronne.

Boguchwał, jako najstarszy z rady, wydał rozkaz:

- Dziesięciu łuczników niech pędzi co koń wyskoczy do gródka w Lubinie i zasięgnie wieści o okrętach Wszebora, a wszystkie okręty bojowe, znajdujące się w Winecie, niechaj płyną pod pełnymi żaglami na spotkanie wroga.

Zagrzmiały kopyta końskie po ulicach Winety, a w przystani zazgrzytały łańcuchy rozwieranej bramy portowej i dziesięć zbrojnych okrętów pomknęło ku zalewowi.

Diwa sięgnęła ukradkiem po czarodziejski amulet i krzyknęła z trwogą: złota rybka, zamknięta w jego wnętrzu, mieniła się krwią.

Miasto gorączkowo szykowało się do obrony, lecz bogaci kupcy i cudzoziemcy nie kwapili się zbytnio ku zbrojowni, gdzie wydawano broń. Główną ich troską było jak najbezpieczniej ukryć swe skarby.

Słońce jeszcze nie dobiegło południa, gdy pierwsze wieści, niby sępy złowróżbne, poczęły napływać do Winety. Najpierw nadbiegli łucznicy wysłani do Lubina. Wpadli na spienionych koniach na rynek miejski, gdzie mieściła się rada starszych.

- Trzysta zbrojnych okrętów Danów płynie pod pełnym żaglem na Winetę! - krzyczał pierwszy.

- Z okrętów Wszebora widzieliśmy jeno trzy. Danowie je ścigają! - prawił drugi.

- Lubin już wróg oblega, ledwiem się wymknął z gródka.

Wśród słuchaczy jęk się ozwał to Diwa chwyciła się nagle za serce, a potem roztrąciwszy radnych przypadła ku łucznikom:

- A co z ojcem, z bratem? Co z Erykiem ?!

Lecz oto wrzawa podniosła się od strony portu.

- Otwierać wrota portowe! Za nami Danowie! Wszebor zabity! - krzyczano z okrętów.

Boguchwał rozkazał wpuścić okręty, a potem zawrzeć ponownie bramę portową. Z dziesięciu wysłanych okrętów wróciły jedynie trzy.

Z pierwszego rycerze wynieśli złożone na szczytach ciała Wszebora i Wolina, pokłute straszliwie włóczniami. Diwa z, krzykiem dopadła leżących:

- Ojcze ! Bracie!

Wszebor żył jeszcze.

- Eryk z wikingami nas zdradził... Brońcie Winety... - wyszeptał. Podniósł dłoń, by pobłogosławić pochyloną Diwę, lecz ręka opadła martwa na ziemię.

W mieście dzwony spiżowe biły na trwogę. Cały Zalew Odrzański, jak okiem sięgnąć, zabielił się od żagli i strzelistych masztów danejskich statków, które wpływały właśnie na wody Dziwny. Kilka z nich, nie znając szlaków wodnych, wpadło na pale dębowe wbite w dno Dziwny i zatonęło. Lecz oto z ciżby okrętów wysunął się jeden żaglowiec i znanym jedynie Winetom bezpiecznym szlakiem podpłynął aż pod samą bramę portową. Na pokładzie stał wiking w hełmie, z oszczepem w dłoniach, opuszczonym grotem ku dołowi.

- Śmierć zdrajcy! - zahuczało wśród tłumu. Kilka strzał i oszczepów pomknęło za bramę portową. Boguchwał podniósł laskę kapłańską ku górze i uciszył wzburzony tłum:

- Zdrajca Eryk przybywa jako poseł, musimy go wysłuchać! - Na czele rady starszych ruszył ku wrotom przystani.

- Złamałeś, Eryku, przysięgę złożoną Winecie, zdradziłeś Wszebora i Wolina - powiedział Boguchwał.

- Król Danów uwolnił mię od przysięgi - odparł Eryk bezczelnie. - Bliżsi nam Danowie niż Weneci.

- Czego żąda król Danów? - zapytał krótko Boguchwał.

- Żąda, byście się poddali niezwłocznie na łaskę i niełaskę, inaczej miasto zdobędzie szturmem i doszczętnie spali, a mieszkańców w pień wytnie. Daje wam godzinę do namysłu, a tymczasem, by sobie osłodzić czekanie, żąda, byście mu wydali jako zakładnika Wszeborową córę, Diwę.

- Milcz, nikczemniku, i nie kalaj jej imienia swymi plugawymi ustami!

- Zapłacisz mi za te słowa, Boguchwale, tymczasem czekam na odpowiedź dla króla Danów.

Boguchwał naradził się cicho z członkami rady starszych:

- Powiedz królowi Danów, iż Wineta woli walkę i śmierć niż niewolę.

Okręt poselski odpłynął sprzed bramy portowej, a mieszkańcy Winety poczęli się gorączkowo przygotowywać do obrony.

Diwa tymczasem, głucha na wszystko obmywała z ran zwłoki ojca i brata i namaściwszy je wonnościami, kazała złożyć na stosie na rynku miasta.

Boguchwał odprawił modlitwy za poległych i wkrótce stos z obu bohaterami zapłonął ku niebu. Kapłan zwrócił się do straży i uzbrojonych tłumów mieszkańców Winety:

- Musimy pomścić godnie śmierć wodza naszego, Wszebora, oraz syna jego, Wolina.

Szczęk mieczy i gniewny pomruk straży zabrzmiały w powietrzu:

- Śmierć Danom!

- Śmierć zdrajcy Erykowi i jego wikingom!

Słońce chyliło się już ku zachodowi, gdy Danowie przypuścili szturm do Winety od strony portu.

Wineta broniła się dzielnie, zadając wrogom wielkie straty. Ogniste strzały oblężonych raz po raz więzły w płóciennych żaglach i wnet okręty Danów przemieniały się w płonące pochodnie. Inne okręty, uchodząc od ognia, wpadały na zdradzieckie pale podwodne i przedziurawione szły na dno. Wkrótce całą szerokość Dziwny zalegały płonące lub na wpół zatopione okręty wroga. Szturm na przystań Winety został odparty.

Ale w samym grodzie nie działo się najlepiej. Bogaci kupcy, kramarze, szynkarze, złotnicy i wszelkiego rodzaju lichwiarze podnieśli otwarty bunt przeciw radzie starszych, której przewodził Boguchwał.

- Nie chcemy umierać za Winetę! - gardłowali jedni. - Mamy czym się okupić Danom! - krzyczeli drudzy.

- Ze złotem wszędzie ojczyznę znajdziemy! - mówili inni.

Tuż przed zachodem słońca ciężkie chmury spowiły niebo i nagły mrok okrył ziemię. Korzystając z ciemności bogacze miejscy porozumieli się ze stronnikami Eryka i przekupili część straży, by otworzyła im jedną z bram miejskich.

Diwa, przybrana w czarny, żałobny strój, klęczała właśnie u dogasającego stosu i płacząc zbierała ze służebnicami do glinianych urn spopielone szczątki ojca i brata. Srebrny łańcuch zsunął jej się z szyi i czarodziejski amulet upadł na ziemię. Przerażona Diwa porwała go w dłonie i biegła szukać Boguchwała: maleńka rybka w amulecie była czarna jako jej żałobna szata.

Wtem wrzask okropny targnął powietrzem i gromada zbrojnych wikingów wpadła przez zdradziecko otwartą bramę do wnętrza grodu, szerząc wokoło rzeź i pożogę. Na ich czele biegł zdrajca Eryk. Na wieżach strażniczych zabłysły ognie, a na stołbie, kędy mieściła się rada starszych, rozkołysał się dzwon na trwogę. Wróg był już w mieście.

Diwa dopadła Boguchwała na przystani portowej i drżąc cała z przerażenia rozchyliła przed nim dłoń z amuletem. Starzec padł przed nią na kolana:

- Ratuj nas, Diwo! Ratuj Winetę! Ty jedna to możesz uczynić! W tobie jedyna nadzieja!...

Od miasta biegł ku nim Eryk z mieczem skrwawionym aż po rękojeść. Ujrzawszy Diwę zachwiał się nagle, jakby rażony śmiercionośnym grotem, i padł na kolana.

A ona stała przez chwilę w krwawych blaskach łuny niby posąg z czarnego granitu, a potem, ucałowawszy ze czcią tajemniczy amulet, poczęła z wolna wymawiać magiczne zaklęcie:

- Rusałko Diwo! Ratuj od zagłady twój gród Winetę!

I potem to samo po raz wtóry i po raz trzeci...

Ledwie przebrzmiały ostatnie słowa zaklęcia, gdy burza szalona rozpętała się, nad Winetą, a oślepiające zygzaki piorunów poczęły bić raz po raz w szturmujące miasto gromady Danów i wikingów. Straszliwy wicher, niby ogromna trąba spiżowa, zatoczył z rykiem krąg ponad Zalewem Odrzańskim, Wolinem i Uznamem, i wyjąc, świszcząc i hucząc runął ku Bałtykowi, a spiętrzone i jako maszty okrętów wyniosłe fale morskie wdarły się z łoskotem w gardziel rzeki Dziwny i zalały wszystko dokoła.

Gdy szary świt wstał nad Zalewem Odrzańskim, nie było ani śladu po trzystu okrętach Danów i wikingów, a tam, gdzie jeszcze wczoraj leżała piękna Wineta, rozpościerała się rozległa zatoka Dziwny, wdzierająca się głęboko w ląd wyspy.

Tak zginęła Wineta, sławny gród słowiański u ujścia Odry, o którym kroniki wielu narodów pisały od lat tysiąca bez mała, o którym poeci i skaldowie układali przez wieki pieśni rycerskie, bohaterskie sagi i poematy, a historycy i archeologowie wadzą się o niego aż do czasów współczesnych.

Wineta spoczywa ponoć gdzieś na dnie Zalewu Odrzańskiego , a może zakopana głęboko w piasku i mule rzeki Dziwny śpi spokojnie pod czujną opieką rusałki Diwy.

Wśród ludu pomorskiego krążą wieści, że Wineta co pewien czas pojawia się na powierzchni Zalewu Odrzańskiego w całej swej wielkości i krasie. Towarzyszy jej dźwięk dzwonów bijących jakby na trwogę.

Lecz ujrzeć ją mogą jedynie ludzie wybrani, o czystych sercach, i to tylko raz na sto lat, w noc świętojańską.

W kilka wieków po zatopieniu Winety, gdy fale Dziwny i wichry bałtyckie zamuliły zatokę powinecką i zmieniły ją w żyzną dolinę, powstał tu nowy gród słowiański, który od imienia pierworodnego syna Winety i rusałki Diwy nazwano Wolinem.

Gród ten, pamiętający czasy pierwszego księcia Polan, Mieszka I, stoi po dzień dzisiejszy.


Stanisław Świrko